poniedziałek, 27 lutego 2012

mamusiowo-brzuszkowe aktualności

Zdjęcie znalezione w internecie, ale znakomicie oddaje moje kopniakowe odczucia
   Pisałam ostatnio, że męczą mnie duszności. I... chciałabym napisać, że to już minęło. A tym czasem jakakolwiek aktywność fizyczna to dla mnie dosłownie mordęga. Dziś na przykład trochę ogarnęłam mieszkanie i przy zamiataniu musiałam się zatrzymać, bo myślałam, że się uduszę. I jakby było mało tego, że zwyczajnie brakuje mi tchu, to jeszcze odczuwam ból w klatce piersiowej - jak przy zapaleniu oskrzeli. Nic nie mogę zrobić szybko, czuję się jak przestarzały mebel :(
   A z opowieści brzuszkowych : mały się rozpycha na wszystkie strony, tak że gołym okiem widać jak "rysuje"  kółka po mamusi brzuszku od środka. Zaliczyłam nawet kilka pierwszych kuksańców w okolicach żeber. A wieczorem jak mama chciałaby sobie spokojnie zasnąć, dzidziuś urządza sobie solową potańcówkę, a tak dla zabawy. Ale jak tatuś przyłoży rękę do bucha, to mały kopnie tatę kilka razy, lub piątkę przybije, kończy tańce i idzie grzecznie spać ;) Już wiem kto szkraba będzie usypiał :D 

sobota, 18 lutego 2012

Polekarzowo ;)

    Byliśmy wczoraj u ginekologa ;) Mały, wcale nie jest już taki mały, bo waży już 1700, jest zdrowym chłopczykiem. Jak zwykle pozwijał się tak, że buziuchnie nie dało się przyjrzeć ;) Wiemy natomiast, że ma już takie malutkie króciutkie włoski na głowie ;) Mnie lekarz na zgagę zalecił migdały. Przetestujemy i zobaczymy, czy skuteczne. Przedwczoraj przed snem męczyła mnie duszność. A raczej brak tchu. Na prawdę miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. Powiedziałam o tym ginekologowi. Zalecił EEG, by sprawdzić, czy to przypadkiem nie jest jakaś ukryta wada serca. Powiało powagą. Potem dowiedzieliśmy się, że możemy się wybrać pozwiedzać szpital, w którym zdecydowaliśmy się rodzić. Zobaczyć sale, porozmawiać z położną i z anestezjologiem. Ogólnie ta wizyta była luźniejsza i przebiegła w miarę gładko, może dlatego, że ja też byłam bardziej rozluźniona, no i tym razem miałam jakieś pytania :D
    Teraz siedzę u mamy, buszuję po necie. Zostałam wyeksmitowana z mieszkania. Misiak z moim bratem poszli tam kłaść panele. Dzięki Bogu w końcu brudna robota dobiega końca. Pomalutku. Choć, kto wie? Bo jak popiwkują trochę, to już po robocie będzie, a ja tu się cieszę jak głupia. A tak naprawdę zależy mia na tym, aby skończyli jak najszybciej. Bo chciałabym już móc postawić łóżeczko, poukładać wszystkie rzeczy maluszka i po prostu na nie patrzeć, cieszyć się nimi i czekać na synka. Będę spokojniejsza jak już wszystko będzie przygotowane.

Ps. NIE POTRAFIĘ SIĘ DOCZEKAĆ, KIEDY WEZMĘ W RAMIONA I PRZYTULĘ CUD, KTÓRY NOSZĘ POD SERCEM!!!

poniedziałek, 13 lutego 2012

Babcia jest od rozpieszczania?

    Niemal od początku związku z Misiakiem wiedziałam, że poglądy na temat sposobu wychowywania i traktowania dzieci moje i mojej teściowej mieszczą się na całkiem odmiennych planetach. Otóż, ja nauczona doświadczeniem, które nabyłam przy opiece nad młodszym bratem jestem przeciwna na przykład karmienia dziecka przy bajkach, czy tak zwanego biegania za pociechą z łyżeczką po mieszkaniu by za wszelką cenę zjadło w miarę szybko i nie nabrudziło przy okazji. Ja wole dziecko zachęcić do jedzenia kolorowymi kanapkami i konsekwentnie uczyć, że posiłek należy zjeść samodzielnie. Oczywiście mowa o dziecku, które jest w stanie jeść samodzielnie. Ta sama zasada dotyczy ubierania się i wielu innych umiejętności. Uważam również, że nie należy spełniać każdej zachcianki naszej pociechy, nawet gdy nas na to stać. Ponieważ należy dziecko uczyć wartości pieniądza. Pozwólmy mu "zarobić" sobie na wymarzoną zabawkę dobrym zachowaniem, czy poprzez osiągnięcie wyznaczonego wcześniej celu. Chcę swojego synka uczyć samodzielności i zasad, co nie wyklucza obdarzania go miłością. Czy to czyni mnie wyrodną matką? Nie sądzę. Moja teściowa natomiast wierzy, że ona jako babcia będzie mogła rozpieszczać wnuka do woli bez żadnych konsekwencji, bo takie jest prawo babci. Ale czy to znaczy, że nie uszanuje mojego sposobu wychowywania i zasad jakie z mężem wprowadzimy?  Obawiam się, że będziemy mieli wiele sporów dotyczących wychowywania i postępowania z dzieckiem. Mam tylko nadzieję, że znajdziemy jakiś kompromis i nie będzie to konflikt numer jeden, bo z teściami mi się akurat dobrze żyje. Wiem, że nie powinnam martwić się na zapas. Niestety ( albo stety)  należę do osób, które lubią mieć wszystko zaplanowane, poukładane i lubią jasne sytuacje. Ale jak to się mówi, pożyjemy, zobaczymy.

czwartek, 9 lutego 2012

W zakupowym szale.

    Już gromadzimy z Misiakiem rzeczy dla szkraba. Gromadzimy - to znaczy, ja siedzę okupując Allegro, przedstawiam mężowi dany wybór, jak tenże zostanie zaakceptowany, następuje transakcja i oczekiwanie z niecierpliwieniem na kuriera :) Do tej pory przyszły nam drobiazgi, takie jak butelki, podgrzewacz do butelek, termometr na podczerwień, przewijak. Dzisiaj ma przyjść największa, najważniejsza paczka. Mianowicie Łóżeczko-tapczanik z materacykiem - już się cieszę i nie umie się doczekać. Za kolejne kilka dni zostanie również dostarczony komplet pościeli. Powiem szczerze, że bardzo spodobały mi się takie zakupy z Allegro. Siedzę sobie w domu, wybieram, co mi się podoba i zakupy zostają dostarczone prosto do mieszkania ;)
   Jesteśmy coraz bliżej mety. Maluszek kopie prawie cały czas, albo się przewraca z boku na bok. Mnie z tygodnia na tydzień bucho rośnie coraz bardziej. Kącik dla dzidziusia nabiera pomalutku kształtów, a projekt MIŚ czeka na ostateczne wykończenie. Coś czuję, że za niedługo czeka nas prawdziwy zawrót głowy. Jak już skończymy wreszcie remont, zaczniemy wszystko ustawiać, prać, prasować i wyczyścić. Nawiasem mówiąc ciągnie się ten remont, jak krew z nosa, ale do końca lutego muszą go moi kochani panowie skończyć, gdyż - Uwaga - Misiak wybiera się z powrotem do pracy. Lekarz mówi, że już spokojnie może pracować, a jemu siedzenie w domu zdecydowanie nie służy, tak więc, jak lekarz oznajmił, że do pracy można wracać, tak się mojemu mężowi oczka zaświeciły.

środa, 1 lutego 2012

Hu! Hu! Ha! Nasza Zima Zła!

   Takiego spadku temperatury nie da się nie zauważyć. A tym bardziej nie da się go nie odczuć. Chodzę więc w bardzo nielubianym przeze mnie płaszczu, bo to niestety jedyna tak ciepła rzecz w jaką się teraz mieszczę :/ Z wygodą i komfortem to to nie ma nic wspólnego, ale przynajmniej w brzuszek ciepło ;) Nie zważając więc na nieznośny fakt, iż wyglądam jak poowijany, człapiący bałwanek, wyruszam na miasto, wyłącznie uprzednio nakładając na siebie kolejne warstwy ubrań. Nie wspominają o tym, że doprowadzam tym Misiaka do szału, bo nie trwa to pół minuty jak w Jego przypadku :D Jest naprawdę ziiiiimno, dlatego na dłoniach obowiązkowo goszczą rękawiczki, a na głowie czapeczka. A ja tak,czy inaczej po wejściu do domu muszę ogrzewać zmarznięte palce ( żeby było śmieszniej, to Misiak chodzi w jednej tylko rękawiczce, a i tak dłonie ma cieplutkie). Zima - nie oszukujmy się, stała się, choć piękna, naprawdę ostra i mroźna. Ale najwyraźniej, nie dla wszystkich. Nie dalej jak dzisiaj na własne oczy widziałam młodą, całkiem ładną dziewczynę, która "świeciła" przed przechodniami, swoimi nagimi, bladymi plecami. Aż mnie ciarki po ciele przeszły i dreszcze kojarzące się tylko z mrozem. Ja rozumie niechęć do akcesoriów pod tytułem: czapka czy szalik, ale kurtka sięgająca nieco poniżej biustu to już lekka przesada. W imię czego można tak dobrowolnie dać swojemu ciału zamarzać, ja się pytam? Nie pojmuję tego. Tak jak nie pojmuję tego, że nadal widuję matki, które w takie mrozy nie zakładają swoim dwu- trzyletnim pociechom rękawiczek. Bądź też ubierają malutkie dziewczynki w spódniczki i rajstopki, a potem na nie krzyczą, bo taka mała zmarznięta istotka ciągnie swoją rodzicielkę do domu, "bo w domu jest cieplutko", a mamusia nie chce jeszcze iść, "bo tam stoi taki przystojny Pan, a poza tym mama musi dokończyć papierosa". O zgrozo! Hu! Hu! Ha! Taka Mama Zła!