Jak tylko się dowiedziałam, że jestem w ciąży, zaczęłam się rozglądać za kremami przeciwko rozstępom. Jestem niską, drobną kobietą, nie brakuje mi krągłości, ale nigdy nie miałam brzucha. Stan mojej skóry też nie był przygotowany na ciążę. Nie mogę powiedzieć, żebym miała skórę elastyczną i nawilżoną, czyli taką jaka powinna być. W takim stanie rozstępy są zjawiskiem naturalnym, więc postanowiłam jak najszybciej zacząć działać.
Udałam się więc do apteki, gdzie farmaceuta polecił mi krem na rozstępy
fissan.Używałam go i wszystko było dobrze. Fissan jest bardzo tłusty i tym samym niezbyt przyjemny w użyciu, ale za to skuteczny. Mogę go szczerze polecić. Dosłownie czuć jak doskonale nawilża i natłuszcza skórę, co eliminuje całkowicie uczucie dyskomfortu związanego z rozciąganiem się tego organu. Okazało się niesetety, że fissan został wycofany z produkcji i nigdzie nie mogę go dostać. Musiałam poszukać innego kosmetyku.
Znalazłam krem na rozstępy przeznaczony dla kobiet w ciąży
Gerber. Jest on lekki i szybciej się wchłania. Mniej z nim roboty ze względu na konsystencję. No i ma przyjemny zapach. Jest nawet dość wydajny. Cena tegoż produktu jest również bardzo przyzwoita. Tak jak w przypadku fissanu, przy używaniu kremu Gerbera swędzenie i uczucie napięcia skóry jest nieodczuwalne.
Przeleciał im przez ręce (a raczej przez brzuszek) krem firmy
AA. I tu nastąpiło niemiłe rozczarowanie. Zazwyczaj byłam bardzo zadowolona z kosmetyków tej firmy, zwłaszcza z kremów do opalania. Ale krem na rozstępy w moim przypadku raczej się nie sprawdził, niestety. Wchłaniał się bardzo szybko, miałam wrażenie nawet, że za szybko. Bo po kilku godzinach już odczuwałam potrzebę nakremowania się ponownie. Skóra na brzuszku mnie nieprzyjemnie swędziała, była napięta i rozciągnięta. A używałam go jakoś w połowie I trymestru, wiec brzuszek wtedy wcale nie był jeszcze taki duży.