sobota, 25 października 2014

Kuba i kuzyni.

Kto zgadnie gdzie się Kuba schował?:D
    Czas temu jakiś wstecz, gdy Bubuś już na świecie witał wszystko i wszystkich swym uśmiechem, zdecydowaliśmy, że nie będzie on jedynym naszym dzieckiem, wizja Kuby w roli starszego brata, rozczulała mnie niesamowicie, a i myśl, że nie zostanie sam jeden samotny na świecie jakoś dodawała mi otuchy. Na powtórkę z rozrywki nadal zdecydowani jesteśmy, a póki co Kubuniek sprawdza się w roli starszego i młodszego kuzyna, jako że do Anglii przyjechaliśmy do dwójki łobuzów. Nagle mamy pełną chatę, że głowa mała, a nasze dziecko nagle nie jest jedynym chętnym do gier, zabawek, rysunków i zabaw, a do tego jeszcze trzeba wciąż uważać na najmłodszego, dzielić się choćby przestrzenią przy stole czy słodyczami i tak o ile w piaskownicy nigdy z tym kłopotu większego nie było, tak teraz dzielenie się z kuzynami nie idzie tak do końca gładko. Najmłodszy zawsze ma przecież najlepsze zabawki nawet jeśli jest to tylko łyżka, więc Kuba zawsze i wszędzie zabierał zabawki powodując krzyk, płacz i lament. No cóż zawsze był sam i zawsze bawił się czym chciał i nie do końca rozumiał czemu berbeć płacze. Tłumaczymy więc kilka razy dziennie, że tak nie wolo, że on miał pierwszy, że jak się znudzi to zostawi, że on też chce się bawić, a jak się mu wszystko zabierze to będzie płakał. Kuba słucha, myśli intensywnie, przetwarza informacje i... Stanęło na tym, że zamiast podbierać z podłogi czy wyrywać z rąk nasz mały spryciarz po prostu zamienia się zabawkami z Najmłodszym i w taki magiczny sposób wilk jest syty, a owca cała. Jednak zabieranie zabawek to mały problem, zdecydowanie większym jest sama natura Kuby. Otóż to nasze malutkie i kruche dzidzi podrosło, nabrało siły i  zaczyna jej używać. Zdarzało mu się często (nadal zdarza czasami) ugryźć Najstarszego, albo uderzyć Najmłodszego gdy coś nie po jego myśli się działo, wtedy stawał w kącie z większa bądź mniejszą histerią u boku, a jak się uspokoił i przeprosił to dalej się grzecznie bawił. I to jest tak zwana normalna kolei rzeczy. Zrobił źle, dostał karę, czegoś się nauczył. Ale w momencie gdy Kuba chce tylko Najmłodszego przytulić, ale robi nieostrożnie kończy się to krzykiem i Kuba jest skołowany, stawia się do kąta sam bo przecież mały krzyczy. I tu moja głowa puchnie i kotłuje się strasznie,bo nie mam pomysłów jak to zrobić żeby było dobrze. Póki co uczymy się delikatności, głównie na misiach bo Najmłodszy włącza syrenę jak tylko Kuba się do niego zbliży, chyba że ma akurat dobry humor to pozwoli sobie nawet dać buziaka. Jak się ostatnio przekonałam, nauki na misiach nie poszły w las, bo Kuba sam własnoręcznie nakarmił Najmłodszego zupką, powolutku, pomalutku, delikatnie i ostrożnie nabierał zupkę i wkładał małemu do buźki, a na sam koniec jeszcze bił sobie brawo, że jest taki dzielny i Najmłodszemu, że zjadł. Przyznam, że ten widok natchnął mnie ogromną dawką optymizmu, bo zaczynałam nie poznawać własnego dziecka. I tym akcentem zakończę już mój dzisiejszy słowotok.


niedziela, 12 października 2014

Miesiąc pierwszy.

     Witam po dość długiej przerwie wszystkich, którzy jeszcze nie spisali mnie na straty oraz każdego zbłąkanego internetowicza. Zbierałam się do tego posta od momentu, kiedy wysiedliśmy z samolotu pierwszego dnia przylotu do Anglii, ale wtedy jeszcze nie miałam o czym pisać. Ale teraz, gdy nasz pobyt w tym kraju liczy sobie nieco ponad miesiąc już mam kilka myśli, które chciałabym zostawić tu w trwalszej formie aniżeli ulotny zaledwie zarys wspomnienia. Zacznę więc ten krótki wstęp nowego rozdziału, w życiu naszej rodziny.
Sprowadziliśmy się do uroczej mieściny w Anglii, gdzie króluje zieleń we wszystkich odcieniach znanych naturze wkomponowana w surowe mury z cegieł, bądź kamienia, od pierwszego dnia jestem nadal zauroczona tymi widokami. Trafiliśmy do bardzo kulturalnego miasteczka, gdzie stwierdzenie "posiadać maniery" rzuca mi przed oczy wszystkie filmy, których to akcja dzieje się w dziewiętnastym wieku. Ludzie na ulicy dziękują za ustąpienie im z drogi, przepraszają, kiedy chcą przejść, a "proszę" i "dziękuję" to elementy prawie każdego zdania. Aż wstyd się przyznać, ale czasami między tymi ludźmi czuję się jak ostatni cham, ale spokojnie, wciąż się uczę tutejszej kultury i wsiąkam pomału, pomalutku. Mężu już za to wsiąknął trochę bardziej niż ja, bo Mężu już pracuje i na co dzień rozmawia między innymi z anglikami. Ja za pracą jeszcze się nie rozglądam, bo czekam jeszcze na papierek z ubezpieczeniem.Wydawałoby się, że w związku z tym, iż  nadal jestem bezrobotna to mam mnóstwo czasu na spacery, bloga jogę, ale niestety jest całkiem odwrotnie, bo obowiązki domowe pożerają mój czas, ale teraz pomału staram się nadrabiać zaległości. A jutro mam nadzieję zapisać się na lekcje angielskiego.

A na koniec, jeszcze nasz kochany szczęśliwy dzióbek :D