W okres buntu dwulatka Kuba wszedł co prawda małymi krokami, ale za to jeszcze przed drugimi urodzinami. Początkowo głównie tylko się złościł waląc nogami o podłogę, względnie wrzeszcząc wniebogłosy jak opętany, pojawiły się też próby (niektóre udane) gryzienia. Poczekam, wytłumaczę, on w końcu zrozumie - myślałam. Ychy... naiwności słodka, gorzki ma posmak prawdy. Teraz Kuba jest już troszkę starszy i rozumniejszy. Niby rozumie co się do niego mówi, niby wie, że gryzienie i bicie boli, wie że za takie objawy agresji trafi do kąta, a mimo to nadal podnosi rękę i uderza. Wcale nie mocno, czasem wcale nie trafi, ale robi to świadomie i z premedytacją. Czasem ręce mi już opadają, ale wciąż szukam sposobów, by go tego oduczyć. Bo to jest nasze największe zmartwienie. Zaraz potem jest złość i protest. Stawiam mu śniadanie przed nosem - złość, płacz, protest, wykręty. Stawiam mu obiad - on udaje, że śpi. Mówię, że już jest późno i trzeba wracać z placu zabaw do domu - łzawa histeria, z zapieraniem nóg o trawę. Biorę go za rękę - krzyk, zwis na ręce z podkuleniem nóg. Itp. Aż czasem mam dość, czeka nas dużo pracy nad tymi zachowaniami.
Ale, żeby nie było, że mamy w domu istnego terrorystę w dziecięcej skórze, dla równowagi muszę napisać, że często dostajemy od naszego małego łobuza buziaki i przytulaski, ba nawet dba o to byśmy z mężem buziaczkowali się nawzajem. Chętnie dzieli się z nami, i nie tylko z nami pysznościami, z zabawkami gorzej, ale tragedii nie ma. A jak się bawimy, kopiemy piłkę, odbijamy balonik czy cokolwiek innego sobie wymyślimy to z Kubunia taki mały aniołek się robi, taki anioł, ze ostatnio przy gilgotkach złamał mi nos, a tak przypadkiem. I tym optymistycznym akcentem zakończę słowotok na dziś.
Ale, żeby nie było, że mamy w domu istnego terrorystę w dziecięcej skórze, dla równowagi muszę napisać, że często dostajemy od naszego małego łobuza buziaki i przytulaski, ba nawet dba o to byśmy z mężem buziaczkowali się nawzajem. Chętnie dzieli się z nami, i nie tylko z nami pysznościami, z zabawkami gorzej, ale tragedii nie ma. A jak się bawimy, kopiemy piłkę, odbijamy balonik czy cokolwiek innego sobie wymyślimy to z Kubunia taki mały aniołek się robi, taki anioł, ze ostatnio przy gilgotkach złamał mi nos, a tak przypadkiem. I tym optymistycznym akcentem zakończę słowotok na dziś.